John Green: Papierowe miasta


Na wakacjach zawsze szukam lekkich i zabawnych młodzieżówek, które nie wymagają od nas większego myślenia, ale i tak sprawiają nam przyjemność. Lecz czasem chce mi przeczytać coś, co mi zapadnie w pamięć. Coś, co będzie się wyróżniać pomiędzy tymi wszystkimi średniakami. I wtedy wiem, że mogę wziąć do ręki powieść Johna Greena, a że niedawno wyszedł film do kin, stwierdziłam, że wezmę "Papierowe miasta", które mnie nie zawiodły. Teraz już tylko został mi do pochłonięcia "Will Grayson, Will Grayson", ale po bardzo niepochlebnych opiniach, tak średnio chce mi się to czytać, ale znając mnie nastąpi to w niedalekiej przyszłości.


Głównym bohaterem "Papierowych miast" jest Quentin, a dla przyjaciół po prostu Q. Ma on dwóch, najlepszych przyjaciół - Bena i Radara. Są w ostatniej klasie liceum i już niedługo jest koniec roku szkolnego, lecz Q nie zamierza się pojawić na balu. Od zawsze był zakochany w Margo, która pewnej nocy w stroju nindży włazi do pokoju Quentina, oboje przeżywają niesamowitą przygodę. Następnego dnia Margo nie pojawia się w szkole. Kolejnego też nie. Zostawia chłopakom wskazówki. Ciekawe, czy ją odnajdą...

Może to się wydawać trochę dziwne z opisu i w rzeczywistości tak jest. Jest to książka inna niż wszystkie, ale też porusza wątki, które były opisywane w innych powieściach. Margo strasznie przypominała mi Alaskę z "Szukając Alaski". W ogóle te dwie pozycje są bardzo do siebie podobne i czytając miałam uczucie dejá vu, co mi się tak średnio podobało. Również "19 razy Katherine" ma te same fundamenty, co te dwie inne lektury. Mam tylko nadzieję, że w swojej kolejnej książce autor - John Green poruszy inne wątki, niż podróż. Bo wiecie, można napisać o czymś raz, potem drugi, a może nawet trzeci, ale co za dużo, to niezdrowo.

Uwielbiam książki w których jeden z bohaterów przechodzi jakąś przemianę i naprawdę by było miło gdyby ta metamorfoza nie dotyczyła zmiany ubrań z lata na jesień. Autor tej powieści, John Green również uwielbia ten temat, ponieważ prawie w każdej jego pozycji, jakaś persona przechodzi przemianę (może dlatego tak bardzo lubię tego pisarza?). Może to się wydawać nudne, lecz po przeczytaniu ostatniego zdania jakiejkolwiek lektury, ma się wrażenie, że zżyłeś się z bohaterami i żal ci ich opuszczać.

John Green pisze bardzo specyficznie i, żeby polubić jego książki trzeba się przyzwyczaić do jego stylu. Jest on pełen metafor, humoru i lekkości, która sprawia, że "Papierowe miasta" czyta się bardzo szybko i ma się ochotę na więcej. Gdybym miała porównać tę książkę z jakąś inną Johna Greena byłaby to najprawdopodobniej "Szukając Alaski". Pomimo tego, te dwie lektury opowiadają o czymś innym, to jest podobny klimat, który bardzo mi się spodobał w obu tych pozycjach. Kiedy już wspominam o książkach Johna Greena nie można zapomnieć o przecudownych okładkach i, których nie można pomylić z niczym innym.

Podsumowanie: "Papierowe miasta" Johna Greena bardzo przypadła mi do gustu, tak samo jak "Szukając Alaski" i "Gwiazd naszych wina". Pomimo tego, że mają podobny motyw, to i tak świetnie się bawiłam czytając! Teraz muszę wybrać się do kina na ekranizację, ale aktor, który ma grać Q w ogóle mi do niego nie pasuje. Komu mogłabym polecić "Papierowe miasta"? Fanom Johna Greena, ale także osobom, które lubią, kiedy bohaterowie przechodzą metamorfozę, zmieniają się na lepsze lub gorsze. Jest to świetna lektura na wakacje. Fajnie poprowadzona fabuła, podróż i odnajdywanie siebie sprawi, że nie zapomnicie tej książki tak szybko.

Papierowe miasta, John Green, Wydawnictwo Bukowy las, 400 str., 

Ocena: 5/6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku! Proszę przestrzegaj tych oto zasad:
1. Obraźliwe komentarze będą usuwane.
2. Za każdym nie pisz swojego adresu bloga.
3. Jak wyłapiesz jakiś błąd w tekście, napisz.
4. Anonimie podpisz się!

Pozdrawiam i zapraszam ponownie,
Zuzia