YouTube'a uwielbiam od zawsze. Na nim się znalazłam przed odkryciem blogspota, ba nawet przed facebookiem, bo tam odkryłam takie gwiazdy jak Justin Bieber czy One direction (spokojnie, już mi przeszło). Od jakiegoś roku ten portal już służy mi do czegoś innego, niż słuchanie muzyki, a mianowicie zaczęłam tam oglądać filmiki na temat książek, kosmetyków i lifestyle'u. Dość szybko natrafiłam na Zoellę, którą bardzo szybko ją polubiłam (ten jej akcent!). Niedługo potem, dowiedziałam się, że będzie wydawana książka vlogerki w Polsce i ją przeczytałam.
Penny ma swojego bloga na którym dzieli się swoimi przemyśleniami, opowiada o sowim życiu i ogólnie jest to jej pamiętnik, ale nigdy nie zdradziła tam swojego imienia. Po kilku nieszczęśliwych wypadkach główna bohaterka, Elliot i jej rodzina lądują w Nowym Yorku w grudniu. Tam blogerka (wspominałam wam, że na blogu podpisuje się Girl online?) poznaje Noaha, w którym od razu się zakochuję, ale chłopak ma jakiś sekret...
Widać, że główna bohaterka była tak wykreowana, żeby większość nastolatkę mogła się z nią zżyć. Wyszło to trochę sztucznie, ale to mogę jeszcze zrozumieć, a Noah, który miał być takim chłopakiem, w którym każda dziewczyna się podkochują - najbardziej mnie irytował. A inne persony? Jakoś niczym się nie wyróżniały i moim zdaniem były zbyt słabo wykreowane. Były jednostronne- tzn. były albo dobre albo złe. Ogólnie chciałabym, żeby to było poprawione w drugiej części. Ach, zapomniałam o Elliocie, sąsiedzie Penny, który moim zdaniem był najciekawszą postacią i najbardziej realistyczną.
Niestety, "Girl online" była tak do bólu przewidywalna, że kiedy już po przeczytaniu pierwszych stu stron wiedziałam jak to się skończy (kurde, zamieniam się w Sherlocka). Od razu czytelnik wie, z kim skończy Penny i prawie w ogóle nie ma zabawy w zgadywaniu czy będę razem czy nie. Nie ma nic gorszego w powieściach, niż wielokąty miłosne i przewidywalność. Pewnie nie każdy odgadnie, jak to wszystko się skończy, ale dla dziewczyn, które są trochę młodsze niż ja, to na pewno będą shipować tę parę (dopiero teraz, pisząc tę recenzję, zorientowałam się, że to jest jedna jedna z niewielu książek, w której nie mam swojej ulubionej pary!) .
Na pewno pierwsze co zauważymy w księgarni, to okładka. Ta jest bardzo młodzieżowa i dziewczęca. Spotkałam jedną dziewczynę na obozie, która wcześniej nie znała Zoelli z jej kanału, a kupiła tylko książkę z powodu okładki. Jeśli już wspominam o autorce, to trzeba zaznaczyć, że Zoe Sugg zna się na swoim fachu. Co mi się bardzo podobało, to wpisy który były umieszczone w książce. Nie spotkałam się wcześniej z takim zabiegiem, ale mam nadzieję, że będzie on kontynuowany w drugiej części (nawet nie spodziewam się, że będzie 2, a tu taka miła niespodzianka).
Podsumowanie: "Girl online" była naprawdę fajna książką, niezbyt ambitna, ale przy której można spędzić miło czas. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale nie jestem tą powieścią jakoś mocno rozczarowana. Gdybym miała polecić komuś tę pozycję, to jestem na 100% pewna, że spodoba się ona młodszym czytelniczkom, które dopiero wchodzą w wiek dojrzewania lub chcą zacząć swoją historię z czytaniem. Dla osób, które dużo czytają, nie będzie to niczym się wybijająca się opowieść. Jest to zdecydowanie książka dla dziewczyn, bo nie wiem czy chłopacy umieli byś z jakimkolwiek bohaterem utożsamić.
Ocena: 3/6
Seria "Girl online": Girl online (Girl online#1), Zoe Sugg,wydawnictwo Insignis, 368 str., 2015.
Girl online | Girl online: On tour
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Insignis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku! Proszę przestrzegaj tych oto zasad:
1. Obraźliwe komentarze będą usuwane.
2. Za każdym nie pisz swojego adresu bloga.
3. Jak wyłapiesz jakiś błąd w tekście, napisz.
4. Anonimie podpisz się!
Pozdrawiam i zapraszam ponownie,
Zuzia