Zawsze interesował mnie
kosmos. Gwiazdy, planety i księżyce. Nadal nie zostało zbadanych wiele rzeczy,
a naukowcy codziennie próbują odpowiedzieć na wiele zagadek, które czasem męczą
nas od wieków. I wyobraź sobie, że może ktoś na innej planecie zastanawia się
czy istnieje ktoś taki jak my, a może istoty żyjące wyobrażają sobie nas jako
zielone stworzenia i opowiadają o nas niestworzone historie. A gdyby okazało
się, że owe istoty już nas znalazły i są wśród nas?
Niektóre części fabuły
są trochę zagmatwane, ale spróbuję to jakoś logicznie wytłumaczyć. Główna
bohaterką jest Jantar, Kromerianka. Pochodzi z Kromerii, a zajmuje się
''polowaniem" na ludzi. Musi zabijać, ponieważ niektórzy z ludzi zagrażają
przyszłości obu planet. Ziemia i Kromeria są połączone więzią, a to znaczy, że kiedy
u nas zdarzy się jakiś wypadek i giną ludzie, to dokładnie taka sama grupa
Kromerianów umiera. Obcy mają swoją bazę przy słońcu, lecz nie widać jej, bo
znajduje się ona na jednej z plam na gwieździe. Pewnego dnia dostaje zlecenie Jantar zabić Marcusa Deco, Francuza, który
jest naukowcem. Lecz zamiast śmierci Pana Deco otrzymujemy historię miłosną,
która (chyba) miała być gorąca i namiętna, a wyszła jak dla mnie tragicznie.
Kromerianka i Ziemianin zakochują się, a efektem ich miłości jest Aurora.
Jednak Jantar powraca na stację. Czekają na nią liczne nieprzyjemności z powodu
niewykonanego zadania.

Nie wiem czy wy tak
macie, ale żeby pokochać, bądź polubić daną powieść, muszę zżyć się z
bohaterem. Nieważne z jakim, czy damskim, czy męskim, ale iskierka uczucia
'Lubię cię', powinna się pojawić. Niestety w powieści Pani Joanny Terki, nic a
nic nie poczułam. Dziwne imiona – przy pisaniu tej recenzji zapomniałam
jak nazywał się główny bohater. Już nie pamiętam, jak brzmiało imię niektórych
postaci. Zauważyłam, że autorka chce stworzyć z naszej agentki takiego
odludka. Zazwyczaj mi to nie przeszkadza, ale teraz nie mogłam płynnie
pochłaniać powieści. Pani Terka chciała dobrze, a przedobrzyła. To jest jakbyś
zjadł dużo cukierków, a potem dziwisz się, że boli cię brzuch.
Może to wina wydawcy, może autorki,
ale było pełno błędów interpunkcyjnych. Czy na pewno potrzebujemy 8
wykrzykników, zamiast 3? Potem niewygodnie się czyta, co odbija się na ocenie.
Zdania są krótkie, a zabieg ten miał najwyraźniej wywołać u mnie uczucie
niepewności. Lecz ja co chwilę się denerwowałam i chciałam rzucić tą książką o
ścianę. Zdania, nie powinny być zbyt długa, ani zbyt krótka, a tu przez cała
fabułę musiałam się męczyć. Tak, 152 strony były dla mnie męczarnią i gdyby nie
moja motywacja "Skończ to wreszcie", to dalej bym tkwiła w
sidłach tej powieści. Zabrakło tu też opisów. Szkoda, wielka szkoda…
Wątek miłosny był lepki
jak guma. Cały czas autorka próbowała wepchnąć ich do łóżka, a
trzeba pamiętać, że poznali się zaledwie wczoraj. Niczym "Romeo i Julia", ale po Szekspirze,
takiej rzeczy się spodziewałam, a w tym przypadku zaskoczyło mnie to negatywnie.
Rozumiem, że tytułowa Jantar nie miała uczuć, ale może
(trzeba podkreślić może) ma choć trochę oleju w głowie,
żeby pomyśleć jakie będą konsekwencje jej czynów. Nie, ona musi
oddać się urokowi Marcusa. Czasami chciałam wejść do fabuły i
solidnie potrząsnąć bohaterką.
Podsumowanie: Jak to zazwyczaj u nas bywa, pomysł
naprawdę ciekawy, żeby wykorzystać słonce i jego plamy, żeby akurat na niej
ukryć stację. Lecz wykonanie jest tragiczne. Książka jak widzicie powyżej w
ogóle nie przypadła mi do gustu, a ja czuję, że straciłam czas czytając ją.
Oczywiście, nie można żałować, że zabrało się za jakąś powieść, ale takie
pozycje uświadamiają nas, że pomysły Polskich autorów są ok, ale wykonanie,
woła o pomstę do nieba. Już wiem, że po dalsze książki Joanny Terki nie sięgnę.
Ocena: 1/6
„Jantar i
Słońce”, Joanna Terka, Wydawnictwo Białe Pióro, 2014.
Za poznanie Jantar i jej rodziny dziękuje autorce, a recenzja bierze udział w Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!