John Green: Szukając Alaski
Lubię robić stosiki na bloga. Wtedy patrząc na stosy z pierwszych miesięcy działalności ...ale zaczytanej... mogę zauważyć jak mój czytelniczy gust się zmienił. Z paranormali do klasyki i obyczajówek. YA powoli zaczęło mi się nudzić i patrząc na oceny, które daje takim powieściom zastanawiam się jak ja kiedyś mogłam je lubić. Jednak czasem czytam lektury niespodziewanie i taką była "Szukając Alaski" Johna Greena.
Głównym bohaterem jest Miles, który jest outsiderem. Lubi czytać biografie, a w jednej z nich przeczytał o Wielki Być Może, którego postanawia szukać w szkole z internatem, Culver Creek. Tam dostaje przezwisko, Klucha. Mieszka w pokoju dwuosobowym, wraz Pułkownikiem. Jest to dla niego nowe przeżycie, bo nigdy wcześniej nie miał przyjaciela, ale to nie wszystko. Poznaje Alaskę, dziewczynę dla której stracił głowę, która moim zdaniem była najlepszą bohaterką. Miles wreszcie gdzieś należy, należy do grupy, w której są Alaska, Pułkownik, Lara i Takumi. Razem planują wyciąć Wielki numer.
Ta książka była naprawdę specyficzna. Jest tutaj pełno alkoholu, papierosów i całowania, ale powiedzcie mi, czy nie tak (niestety!) wygląda nasz świat. Zielony przedstawił wszystko bardzo realnie, że podobna historia mogła zdarzyć się w naszym otoczeniu. Ciekawiła mnie forma rozdziałów - Przed i Po i gdy czytacie Przed NIE ZAGLĄDAJCIE NA Po. Zepsujecie sobie całe czytanie, mnie ostrzegano i nie zajrzałam i chcę, żebyście również tak zrobili.
Mając na koncie przeczytane inne książki Johna Greena zauważyłam, że większość person wykreowanych przez Pana Zielonego ma te same cechy. Miles strasznie przypominał mi Colina (z "19 razy Katherine"), który przypominał mi Gusa (z "Gwiazd naszych wina"), bo bał się zapomnienia. Na pierwszy rzut oka są inni, ale gdy się im dokładniej przyjrzymy są zbudowani z tych cech. Mam nadzieję, że nie będzie tak w "Papierowych miastach", bo persony choć ciekawe, robią się nudne i trudno mi się wtedy czyta powieść, ale styl Johna Greena jest niesamowity.
Taki inny. Nie spotkałam się jeszcze z takim piórem, ale mogę wam powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Lekki i przyjemny - są to dwa przymiotniki, które przychodzą mi na myśli, jeśli chodzi o język. Warto też wspomnieć o osobie z którą najbardziej się z tej powieści zżyłam - o Alasce. Choć czasem strasznie mnie denerwowała swoim zachowaniem, była pogodna, zabawna i bardzo, bardzo inteligenta. Zmieniła życie Kluchy i nie wiem czy też nie moje.
Podsumowanie: To była naprawdę piękna książka. O przyjaźni i miłości, która będzie trwać wiecznie, w fabule i w naszych głowach, bo to po prostu było genialne. Takie historie zostawiają ślad na naszej duszy i "Szukając Alaski" było bardzo dobrą lekturą. Zabrakło tego czegoś, co było w "Gwiazd naszych wina", ale trzeba pamiętać, że ta powieść to debiut. Niezwykle dobry i ani razu podczas czytania nie odczułam jakiegokolwiek braku w fabule czy bohaterach. Muszę się przed wami przyznać, że dopiero kiedy zaczęłam pisać tę recenzję, przypomniało mi się, że to była pierwsza książka tego autora. Jeśli ktoś by mi się spytał, jak zacząć swoją historię z Johnem Green, odpowiedziałabym tak: "Gwiazd naszych wina", "Szukając Alaski", a na końcu "19 razy Katherine", która jest bardzo specyficzną powieścią i nie każdemu może się spodobać, ale "SA" musicie poznać.
Szukając Alaski, John Green, Wydawnictwo Bukowy Las, str. 320, 2013.
Ocena: 5/6
Inne książki Johna Greena:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie zaglądanie na "PO" nic nie daje, bo domyśliłam się tego na samym początku... to znaczy przekonałąm się, że domysł był trafny dopiero w połowie, czy kiedy to tam było, ale i tak...
OdpowiedzUsuńświetna książka. moim zdaniem nawet lepsza niż Gwiazd naszych wina, choć nie tak dobra, jak Papierowe miasta. rozumiem, że one wciąż przed tobą? to musisz koniecznie przeczytać. choć nie jestem pewna, czy tobie się tak spodobają, skoro to będzie twoja 4 książka Greena, nie druga. on ma jednak swój specyficzny styl, który w nadmiarze może się przejeść, ale co zrobić.
Czytałam tylko "Gwiazd naszych wina", ale zamierzam również sięgnąć po wszystkie inne książki tego autora :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie, chociaż ostatnio brakuje czasu, więc zanim skończę niestety może kilka miesięcy upłynąć... Szczególnie, że porzuciłam SA na chwilę, na rzecz Dziadów (o zgrozo!) i Biografii Benedicta Cumberbatcha.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie wydaje się być całkiem fajne, chociaż na początku trochę mnie ta książka nudziła.
Ileż to pochlebnych opinii naczytałam się o Greenie. Żałuję, że nie mam na razie kompletnie czasu na to, by sięgnąć po jego książki. Gonią mnie moje leżaki regałowe i to one na razie spędzają mi sen z powiek ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się że Alaska jest najlepsza :-)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tego autora, ale mam w planach. Tymczasem czytam recenzje, by przekonać się czy na pewno warto :)
OdpowiedzUsuńNa szczeście ja także nie dałam sie skusić i nie sprawdziłam co było PO. I bardzo sie ciesze, że tego nie zrobiłam. Z jednej strony si spodziewałam sie takiego obrotu sprawy a z drugiej właśnie coś podejrzewałam. Jak dla mnie postać Alaski była zabawna i od razu ją polubiłam dzieki jej bezpośrednością :) Ale jednak moją ulubioną postacią był Pułkownik, on zawsze miał jakieś fajne odzywki xD
OdpowiedzUsuńhttp://papierowa-kraina.blogspot.com/
Najlepsza autora!!!
OdpowiedzUsuń